Info

Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Nie mam rowerów...Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2017, Wrzesień2 - 0
- 2017, Sierpień2 - 0
- 2017, Lipiec9 - 0
- 2017, Czerwiec18 - 0
- 2017, Maj12 - 0
- 2017, Kwiecień1 - 0
- 2017, Marzec3 - 3
- 2016, Grudzień3 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik6 - 1
- 2016, Wrzesień14 - 0
- 2016, Sierpień22 - 3
- 2016, Lipiec18 - 0
- 2016, Czerwiec21 - 0
- 2016, Maj23 - 2
- 2016, Kwiecień13 - 0
- 2016, Marzec12 - 0
- 2016, Luty6 - 0
- 2015, Grudzień3 - 0
- 2015, Listopad5 - 0
- 2015, Październik25 - 0
- 2015, Wrzesień26 - 0
- 2015, Sierpień20 - 0
- 2015, Lipiec22 - 0
- 2015, Czerwiec30 - 0
- 2015, Maj30 - 0
- 2015, Kwiecień25 - 0
- 2015, Marzec24 - 0
- 2015, Luty24 - 0
- 2015, Styczeń17 - 0
- 2014, Grudzień17 - 0
- 2014, Listopad22 - 0
- 2014, Październik24 - 0
- 2014, Wrzesień26 - 0
- 2014, Sierpień25 - 0
- 2014, Lipiec30 - 0
- 2014, Czerwiec29 - 0
- 2014, Maj29 - 0
- 2014, Kwiecień24 - 0
- 2014, Marzec25 - 0
- 2014, Luty16 - 0
- 2014, Styczeń10 - 0
- 2013, Grudzień22 - 0
- 2013, Listopad24 - 0
- 2013, Październik20 - 0
- 2013, Wrzesień15 - 0
- 2013, Sierpień20 - 1
- 2013, Lipiec19 - 0
- 2013, Czerwiec27 - 0
- 2013, Maj15 - 0
- 2013, Kwiecień6 - 1
- 2013, Marzec1 - 0
- 2012, Grudzień3 - 0
- 2012, Listopad20 - 0
- 2012, Październik25 - 4
- 2012, Wrzesień21 - 1
- 2012, Sierpień22 - 0
- 2012, Lipiec19 - 0
- 2012, Czerwiec23 - 0
- 2012, Maj22 - 0
- 2012, Kwiecień10 - 0
- 2012, Marzec1 - 1
- 2011, Październik7 - 0
- 2011, Wrzesień14 - 6
- 2011, Sierpień14 - 1
- 2011, Lipiec15 - 5
- 2011, Czerwiec27 - 2
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień14 - 0
- 2011, Marzec1 - 0
- 2011, Styczeń2 - 0
- 2010, Listopad6 - 0
- 2010, Październik16 - 0
- 2010, Wrzesień16 - 1
- 2010, Sierpień27 - 0
- 2010, Lipiec18 - 0
- 2010, Czerwiec19 - 0
- 2010, Maj6 - 0
- 2010, Kwiecień15 - 0
- 2010, Marzec11 - 0
- 2009, Grudzień1 - 0
- 2009, Październik12 - 1
- 2009, Wrzesień27 - 0
- 2009, Sierpień18 - 0
- 2009, Lipiec22 - 0
- 2009, Czerwiec22 - 0
- 2009, Maj20 - 0
- 2009, Kwiecień18 - 0
- 2009, Marzec7 - 0
- 2009, Luty3 - 0
- 2009, Styczeń8 - 0
- 2008, Grudzień4 - 0
- 2008, Listopad1 - 0
- 2008, Październik9 - 1
- 2008, Wrzesień15 - 1
- 2008, Sierpień15 - 0
- 2008, Lipiec23 - 0
- 2008, Czerwiec19 - 0
- 2008, Maj26 - 0
- 2008, Kwiecień26 - 4
- 2008, Marzec17 - 0
- 2008, Luty10 - 0
- 2008, Styczeń6 - 0
- 2007, Grudzień1 - 0
- 2007, Maj3 - 0
- 2007, Kwiecień2 - 0
- 2007, Marzec4 - 0
- 2007, Luty1 - 0
- 2007, Styczeń5 - 0
SWB FWD Low Racer
Dystans całkowity: | 11892.58 km (w terenie 20.00 km; 0.17%) |
Czas w ruchu: | 565:43 |
Średnia prędkość: | 21.01 km/h |
Liczba aktywności: | 302 |
Średnio na aktywność: | 39.38 km i 1h 52m |
Więcej statystyk |
- DST 8.29km
- Czas 00:21
- VAVG 23.69km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Potreningowo
Niedziela, 21 maja 2017 · dodano: 21.05.2017 | Komentarze 0
Ożarów i okolice
AVG: 23.16 km/h
MAX: 31.00 km/h
CAD: 68
Bez sakw.
Rozruchowo - rozjazdowo. Tyle, aby nogi nie zapomniały jak to jest jeździć rowerem. Ale też parokrotnie starałem się osiągnąć swoją standardową przelotową i nogom się to udawało bezproblemowo. Oczywiście przy lżejszym rowerze, bez obciążenia duperelkami to w sumie nie trudność, ale tu chodziło właśnie o taki lekki przejazd. Nogom się podobało, ale godzinę po czuję, że mają mnie dosyć na dzisiaj i wcale się im nie dziwię, faktycznie wczoraj dostały mocno w kość.
- DST 107.63km
- Czas 05:16
- VAVG 20.44km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Brevet w Szczebrzeszynie
Sobota, 20 maja 2017 · dodano: 21.05.2017 | Komentarze 0
Szczebrzeszyn i okolice
AVG: 20.40 km/h
MAX: 59.34 km/h
CAD: 61
Wydawało mi się, że jestem przygotowany do brevetu i jakoś podołam. Ciężko boc iężko, ale dam radę. W sumie to i tak było, gdyby nie jedna rzecz, ale po kolei. Po ruszeniu spod rynku w Szczebrzeszynie zająłem strategiczne miejsce w połowie stawki, która jednak jechała nieco szybciej niż ja, i to nieco wystarczyło abym po kilkunastu minutach znalazł się gdzieś na końcu. Ale i ten koniec nie był za duży - raptem dwie młode rowerzystki, które ciągnęły ile mogły za mną, a ja robiłem co mogłem, aby nie dać się wyprzedzić... jednak po dziesięciu kilometrach od mety musiałem uznać wyższość lepiej przygotowanych zawodniczek i... wykorzystałem moment w którym mnie mijaly aby im siąść na kole. Wydawało mi się, że będą starały się urwać - ale na szczęście nie, dokonały tyko zmiany. Ufff... Dzięki temu jechało mi się lepiej,gdyż szanowne panie chroniły mnie przed wmordewindem ;) (o ja pasożyt! ;) ) W ten sposób jadąc w trójkę dojechaliśmy do Zamościa. Niestety - kolejne kilometry wiodły już po większych górkach, na które nie byłem za mocno przygotowany. Nogi robiły co mogły, organizm działał, ale możliwosci regeneracyjno po wjechaniu na szczyt były mniejsze niż powinny, nie mogłem przyspieszyć na poziomym do normalnej prędkości przelotowej i zostałem z tyłu. Jakby tego było mało, po drodze natrafiłem na małą serpentynkę prowadzącą pod górę, gdzie bez redukcji do najmniejszej tarczy na kasecie nie miałbym w ogóle szans na podjechanie. I wtedy własnie zgubiłem rowerzystki i Marcina. W Tomaszowie byłem tylko kilka minut na punkcie. Wyrzucenie pustych butelek po izotonikach, doładowanie kanapki, izotonika i naprzód. Niestety w końcu pojawił się znowu ten sam problem z bolącą lewą stopa i ścięgnem Achillesa i wreszcie przyjrzałem się temu co się dzieje: krzywo zamocowany blok SPD. Spróbowałem go poprawić i ruszyłem daej, ale sytuacja się powtórzyła, absolutnie coś było nie tak, ale ja chciałem jechać a nie siadać na ziemi i sprawdzać znowu buta... W ten sposób przemęczyłem się do przystanku z budką w Werchracie na 94 kilometrze, gdzie wziąłem narzędzia, wszedłem do budki, usiadłem na ławce i... podrzemałem sobie dobre kilkanaście minut. Organizm tego potrzebował i dostał. Obudziłem się bo ktoś zasłonił mi światło wpadające do budki przystankowej, otworzyłem oczy, patrzę a tu jakiś facet - jak się okazało chyba Ukrainiec - pytał o drogę do Tomaszowa Lubelskiego. Po jej wskazaniu, w końcu ustawiłem prawidłowo SPDa na bucie, zjadłem kanapkę i ruszyłem dalej w drogę do Horyńca-Zdroju. I oczywiście pierwszy kilometr najgorszy bo podjazd 8%, po którego pokonaniu na rowerze - o ile bym w ogóle dał radę - miałbym na pewno załatwione kolana i zrąbałbym się do końca. Także ten podjazd sobie przeszedlem, a kolejne do 2 punktu leciałem już z myślą, że tam sobie usiądę i odpocznę.
107 kilometr. Zsiadłem z roweru, oparłem go o ścianę przy wejściu do Pizzerii gdzie miała i była super zupka pomidorowa. Mniam. Dopiero jedząc dotarło do mnie, że coś jest nie tak, coś co do tej pory nie przebijało się do mojej świadomości, ale żyło sobie tuż tuż pod nią. Słońce. Ono mnie spaliło. ja nie spodziewałem się tak mocnego ataku ze strony promieni slonecznych już w maju, i zostałem niemile zaskoczony. Cała twarz spalona, nogi zjarane, ręce też... I organizm, który nie tyle co protestował, ile donosił od paru kilometrów, że ma dosyć i chce siąść i poleżeć i pospać, a nie kręcić dalej pedałami. On się jeszcze nie wyłączał ale czułem, że jest przegrzany. Byłą godzina 15, do końca brevetu jeszcze 6.5 godziny, a żeby porządnie się schłodzić, odpocząć i zabezpieczyć spalenizny na ciele potrzebowałbym co najmniej godzinę czasu. Zostałoby z 5 godzin na pokonanie pozostałych 100 kilometrów. Jeśli do tego doszłyby jeszcze kolejne górki to szanse na ukończenie maratonu o czasie byłyby marne. Poza tym do tego dochodziła jeszcze kwestia przetrenowania - która już kompletnie rozwaliłaby mi wszelkie plany na ten sezon.
Także do Szczebrzeszyna wróciłem samosmrodem, ale dopiero jak wysiadłem z niego po krótkiej drzemce i spróbowałem się przejsć - dotarło do mnie CO zorbiło ze mną owo piękne i wspaniałe słoneczko. Jakoś chodziłem, ale skóra na nogach straciła swoją elastyczność, wszystko zaczęło boleć, palić i tak jak rok temu w czerwcu/lipcu znowu musiałem ratować się apteką i Panthenolem.
Wnioski?
- nogi są jako takie, krótkie górki były w stanie pokonać, ale na dłuższych traciły swoją wytrzymałość
- przelotowa do 31 km/h czyli ciągle początek sezonu
- koniecznie worek do picia w trakcie jazdy
I oczywiście baza baza baza... Nie wiem co będzie w Kościerzynie, ale jestem dziwnie pewien, że 120 km przejadę, ale z 208 kilometrami na pewno będzie problem.
- DST 37.97km
- Czas 01:40
- VAVG 22.78km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Do roboty i z powrotem
Wtorek, 16 maja 2017 · dodano: 16.05.2017 | Komentarze 0
Ożarów - Warszawa
AVG: 22.64 km/h
MAX: 49.60 km/h (Książęca)
CAD: 67
Źle nie jest, ale średnio też jeszcze nie. Stać mnie na utrzymanie tych 28 km/h przelotowej przez jakiś czas, ale ruszanie to niestety ciągle mały dramat - brakuje mi mocy i siły. Przydałoby się jeszcze kilka tygodni na pojeżdżenie przed kolejnym brevetem, a tu niestety czasu coraz mniej i obawiam się, że na Kaszeberundzie nie pójdzie mi najlepiej... O brevecie w Szczebrzeszynie nawet nie myślę, bo to będzie sajgon. Dzisiejsze pokonanie Zajęczej i potem kawałka Oboźnej jasno mi pokazało ile mam poweru (ile go nie mam).
Poza tym z rana poprawiłem ustawienie bloku SPD na bucie i to był dobry pomysł, od razu jechało mi się lepiej niż przedwczoraj.
- DST 72.40km
- Czas 03:01
- VAVG 24.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Treningowo poza komin - do Kampinosu i z powrotem
Niedziela, 14 maja 2017 · dodano: 14.05.2017 | Komentarze 0
Ożarów - Leszno - Kampinos - Podkampinos - Piorunów - Błonie - Ożarów
AVG: 23.96 km/h
MAX: 34.37 km/h
CAD: 68
Początkowo dzisiaj było nawet lepiej niż wczoraj - po rozgrzaniu nóżek błyskawicznie zaczęły nabierać prędkości i te pierwsze kilometry robiłem jeszcze szybciej niż wczoraj. Niestety - im dalej w las tym więcej drzew i ta energia dosyć szybko zaczęła się kończyć. Już w okolicach Leszna zaczynałem mieć dosyć, a po dojechaniu do Kampinosunie myślałem już o "setce" a tylko o w miarę spokojnym dotarciu dod omu. Stąd też skręciłem na południu i zacząłem mozolną walkę to z wiaterkiem to z niewielkimi podjazdami, które mieszkając i trenując w Bydgoszczy bym pokonał na jednym wdechu... A tu niestety, na tej nizinie przychodzi mi pokonywać nieco z większym trudem. Walka jednak trwała, ja wykorzystywałem max techniki i ciągnąłem ile fabryka dała, co w końcu przyniosło wymierny efekt i znalazłem się na "ziemi obiecanej" (i przeklętej bo z zakazami), czyli na DK92. Ale co to dla mnie. Nie raz i nie dziesięć leciałem po tej krajówce czy to smrodem czy rowerkiem, niestraszne mi takie drogim i pokonanie pozostałcyh dwudziestu kilometrów było już proste, chociaż oczywiście wymagało wiekszej uwagi i częstszego patrzenia w lusterko.
Straty... Nogi mnie bolą, w kość dostały ścięgna przy lewej kostce, chyba się coś dzieje z lewym SPDem, muszę poprawić mocowanie na bucie, bo podczas jazdy noga jest przekrzywiona do wewnątrz. No i mięśnie nóg pobolewają podobnież jak i kolana - czyli nieco przedobrzyłem. na szczęscie chyba nie aż tak jak przy tych większych treningach jakie robiłem ostatnio.
Następny najbliższy trening? Chyba we wtorek lub środę, jeszcze nie wiem jak to rozłożyć.
P.S. Podoba mi się wyższa kadencja - chyba już zdecydowanie mam nieco więcej formy niż miałem albo/oraz lepiej operuję manetką zmiany biegów ;)
- DST 36.65km
- Czas 01:31
- VAVG 24.16km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Treningowo dookoła komina III
Sobota, 13 maja 2017 · dodano: 13.05.2017 | Komentarze 0
Ożarów - Mościska - Truskaw - Stare Babice - Ożarów
AVG: 24.06 km/h
MAX: 40.36 km/h (dokręcone!)
CAD: 66
Tak jak poprzednio - kółeczko dookoła komina do Truskawia i z powrotem. Nie powiem, żeby mi szło to znakomicie już i w ogóle pirat rowerowy - ale było zupełnie przyjemnie. Przelotowa w granicach 29-31 km/h czyli zupełnie przyzwoicie, jednak ciągle jeszcze brakuje mocy, chociaż pojawia się siła. Jest łatwiej nabrać prędkość, łatwiej ją utrzymać. Jest też troszkę więcej mocy przy podjazdach i pojawiają się próby utrzymania prędkości kosztem dodatkowego wysiłku. Zatem wszystko dąży do normalnego, "sezonowego" stanu kondychy. To dobrze, bo już za tydzień Szczebrzeszyn i chciałbym tam raczej lepiej wypaść niż na Pomiechówku.
- DST 32.07km
- Czas 01:21
- VAVG 23.76km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Treningowo dookoła komina II
Czwartek, 11 maja 2017 · dodano: 11.05.2017 | Komentarze 0
Ożarów - Mościska - Truskaw - Stare Babice - Ożarów
AVG: 23.73 km/h
MAX: 32.24 km/h
CAD: 66
Tego nie było w dzisiejszych planach, ale kiedy wróciłem z Warszawy okazało się, że jest na tyle ciepło i słonecznie, że może warto by wyskoczyć i zobaczyć jak się spisują nogi na rowerze. Zatem wyskoczyłem, początkowo nie wiedząc nawet gdzie pojadę. Oczywiście nieruszane mięśnie nóg na początku nieco protestowały, nie chciało im się pracować, ale w okoliach 5 kilometra obudziły się i zaczęły ciągnąć tak jak im kazałem. A moje wymagania rosły w miarę upływu czasu - i coraz lepiej mi się jechało. Niestety późna pora wyruszenia robiła swoje, rosnące zimno robiło swoje podobnie jak i wmordewind podczas powrotu, także te ostatnie kilometry poszły mi nieco gorzej. Ale jednak na pewnych odcinkach przelotowa sięgała 29-30 km/h czyli nie jest źle, jakiś postęp jest widoczny i może jednak ten brevet w Szczebrzeszynie nie będzie kolejną porażką.
- DST 86.72km
- Czas 03:51
- VAVG 22.52km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Żyrardowa i z powrotem
Sobota, 6 maja 2017 · dodano: 06.05.2017 | Komentarze 0
Ożarów - Pruszków - Jaktorów - Żyrardów
AVG: 22.44 km/h
MAX: 39.76 km/h
CAD: 65
W zasadzie to nie był specjalnie planowany wyjazd. Po prostu wróciłem z miasta, wsiadłem na rower i pojechałem. Najpierw do Pruszkowa na mały, krótki obiadek a potem z wmordewindem do Żyrardowa przez DW719. Początkowo jechało się tak średnio, ale jak się nóżki obudziły, zacząłęm jechać aktywniej zmieniając przełożenia to od razu poprawiła się wydajność i przelotowa sięgnęła w końcu do tych 24-25 km/h. Czyli nie tak znowu bardzo źle jak na początek sezonu i przeszkadzający wiatr.
W Żyrardowie odpocząłem, zjadłem, zobaczyłem to co miałem zobaczyć, czyli Zlot EV i wystawiane na nim wehikuły. A potem, koło 19 wyruszyłem w drogę z powrotem. I trzeba przyznać, że z powrotem jechało się już znacznie lepiej. Aczkolwiek pod sam koniec przed Pruszkowem dogoniły mnie jakieś liczne SUVy czy inne badziewia w stylu "pokaż się a zastaw się w MAX wielkim smrodzie", które miały tak ustawione światła aby nie oświetlać drogi tylko to co jest przed smrodem w powietrzu. I nie, ich kierowcy jakoś nie reagowali na zasłanianie przeze mnie lusterka, widać nie umieli skojarzyć o co chodzi. A szkoda, bo miejsce takich oślepiaczy jest nie na drodze - ale na złomie. Skoro właściciel nie dba o swojego smrodzika i stwarza zagrożenie dla innych - nie powinien mieć smroda. :P
Jakby tego było mało - w Pruszkowie panuje jakaś PLAGA muszek, które latają na niewielkiej wysokości, a po zobaczeniu czegoś co porusza się nisko i ma światło - natychmiast do tegoż światła lecą. W pewnej chwili po prostu musiałem wyłączyć czołówkę, bo nie dało się jechać - miałem całe tłumy martwych i wpół żywych meszek na sobie, na twarzy, na ramionach... Po prostu totalna porażka. Dopiero przed skrętem w Żbikowską muszki zniknęły i dało się ciągnąć dalej.
Na sam koniec szybki test mocy i zarazem prędkości - udało mi się docisnąć mięśnie i wyciągnąć "aż" 35 km/h na ostatniej prostej. Słabo, ale nieźle jak na 4 przejazd rowerkiem w sezonie? Moim zdaniem przyzwoicie.
- DST 30.98km
- Czas 01:25
- VAVG 21.87km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Treningowo dookoła komina
Środa, 3 maja 2017 · dodano: 03.05.2017 | Komentarze 0
Ożarów - Mościska - Laski - Sory - Zielonki - Ożarów
AVG: 21.71 km/h
MAX: 31.52 km/h
CAD: 67
Kolejny już, drugi dzień katowania się na rowerze. Tym razem krócej, tylko tak przypominająco dla organizmu, ale z rozsądkiem, bez nadmiernego żyłowania się, chociaż tu i tam pocisnąłem nie dając nogom za dużo czasu na odpoczywanie. W zasadzie byłem ciekaw co powiedzą moje nogi po przedwczorajszym skatowaniu kolan, ale póki co te nie narzekają, nie bolą, nie skrzypią więc źle nie jest. Tolerancja wysiłku chyba trochę wzrosła, mięśnie dawały radę jako tako pociągnąć, ale wiele im brakuje do pełnej mocy jaką mają w sezonie. Oczywiście wiatr i temperatura robią swoje i utrudniają, ale jednak sama przelotowa z trudem sięgająca tych 28 km/h mówi sama za siebie - nie jestem w formie i dużo mi do niej brakuje.
- DST 70.90km
- Czas 03:39
- VAVG 19.42km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Początek sezonu czyli mała przejażdżka na rozgrzewkę
Poniedziałek, 1 maja 2017 · dodano: 01.05.2017 | Komentarze 0
Ożarów - Izabelin - Palmiry - Leszno - Ożarów
AVG: 19.36 km/h
MAX: 32.38 km/h
CAD: 60
W zasadzie to miałem już wczoraj się gdzieś przejechać, ale jakoś tak nie wyszło. Dlatego dzisiaj rano jak wstałem to na szybko ułożyłem sobie trasę na ridewithgps, zgrałem na GPSa i ruszyłem. Trasa miała mieć 67 kilometrów i w zasadzie według tego co sprawdziłem biec po samych asfaltach. Akurat... Do Izabelina wszystko szło zgodnie z planem, a potem zaczęła się droga przez las, bez asfaltu, po prostu droga leśna wyjeżdżona przez smrody. Momentami z takimi wyrwami, że nie dało się jechać. Ale myśląc, że to tylko mały kawałek, parłem dalej. Aż dotarłem do kocich łbów, po których oczywiście nie dałoby się jechać, więc prowadziłem rower idąc obok albo jakoś jechałem jeśli tylko nie było piasku. W końcu jednak wyjechałem na asfalt, którym dotarłem pod Łomianki i kilka kilometrów dalej moja traska zaczęła zawracać w kierunku domu. Początkowo jechało się dobrze, cały czas trzymałem jako taką przelotową między 23 a 30 km/h (nawet, łał!). Jednak po kilku kilometrach traska zaczęłą skręcać na południe i na wschód, i jednocześnie zaczął mi coraz bardziej przeszkadzać wiatr. Do Leszna jeszcze jakoś dojechałem, gdzie odpocząłem chwilę przy Żabce... Ale potem zaczęła się znowu jazda na południe, a wkrótce skręciłem bezpośrednio pod wiatr, a moja przelotowa spadła do 18 km/h. Z tą prędkością dojechałem jakoś do Święcic, skąd krajówką dojechałem do siebie. Ale prędkość coraz bardziej spadała i pod koniec miałem przelotową rzędu 15-16 km/h.
Co mogę napisać? Zarąbałem nogi. Od 50 kilometra miały one serdecznie dosyć jazdy, a ja jeszcze zmuszałem je do wysiłku wiedząc, że niedługo zacznie się robić chłodniej i będzie gorzej jechać. Od 60 kilometra wlokłem się jak ślimaczek winniczek albo jeszcze gorzej.
Czyli taką prawdziwą swoją wytrzymałość oceniam w tej chwili na max 40 kilometrów i bez treningów się nie obędzie a o jakichkolwiek startach w Miechowie mogę spokojnie zapomnieć.
Najważniejsze jednak jest to, że wyprowadziłem rowerek na spacerek :D
- DST 104.53km
- Czas 05:36
- VAVG 18.67km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Brevet Pomiechówek 200km
Niedziela, 23 kwietnia 2017 · dodano: 23.04.2017 | Komentarze 0
Pomiechówek i okolice
AVG: 18.62 km/h
MAX: 41.38 km/h
CAD: 59
To nie był dobry pomył ale w zasadzie to lepszego nie było. Stanąłem na starcie mając za sobą w tym roku "asz" 90 kilometrów. 90. To nie pomyłka, nie 900, ani tym bardziej 9.000km - ale raptem 90. Wiedziałem, że będzie ciężko, że będzie się jechało "tak sobie", że nie będzie poweru w nogach, ale skoro już sobie obiecałem to plan trzeba zrealizować. A przynajmniej spróbować.
Spróbowałem. Pierwsze kilka kilometrów było... dziwnych. Nie jechało mi sie najlepiej, wyglądało to tak jakby nogi na nowo uczyły się kręcić pedałami. Nie dziwiłem się im - w końcu ostatni raz na rowerze były hmm, teges... miesiąc wcześniej! A tu nagle ktoś wymaga od nich zapitalania. Dodatkowo - zimno i jeszcze ten paskudny silny wiatr. Jechało się strasznie, no ale jak się powiedziało a, to trzeba spróbować powiedzieć b. W ten sposób dociągnąłem do Cegielni Psuckiej a potem do Zapiecków, gdzie włączyłem sobie muzyczkę i na niej się skupiłem. To był dobry pomysł, jechało się milej, mimo iż już nie było słońca, zrobiło się tak sobie szarawo i nieciekawie. Ale przez moment miałem z wiatrem więc pojawiła się jakaś nadzieja, która zniknęła kiedy skierowałem się na drogę do Winnicy. Po prostu... Zimny wiatr wyciągał ze mnie siłę wraz z pagóreczkami jakby we mnie nic nie było. Kiedy na moment stanąłem na małego krzaczka, moje nogi były jak z waty. Organizm ciągnął - ale bardzo blisko poziomu "low power" albo już na nim. Wyciągałem z siebie wszystko co mogłem, aby jechać dalej. Kiedy wreszcie w Winnicy wyjechałem na drogę do Pułtuska już byłem pewien, że idzie mi to marnie, znacznie gorzej niż rok wcześniej. Na szczęście wiatr miałem tym razem z boku, więc ciągnąłem ile mogłem, ale niestety nie byłem w stanie przekroczyć przelotowej 25 km/h. Ledwo co 22-23... Z wiatrem chwilami dociągałem do 28, szczytowo z pagórków 33-7. Marnie. W Pułtusku spotkałem się z Organizatorami, obiecałem kontynuować walkę z przeciwnościami losu i wszedłem na stację po pieczątkę. Zeżarłem hotdoga, a mój organizm powiedział po nim: "jeszcze!". Dorzuciłem mu kanapkę, niech ma, niech się szykuje na walkę. A co on na to? "Siedź, nigdzie nie idziemy". O nie, ja tak siedzieć nie mogę. Wyszedłem, na rower wsiadłem i poleciałem dalej. Akurat miałem z wiatrem więc widziałem na liczniku "swoje" 24-25 km/h. Niestety w międzyczasie spadła mi opaska z prawej nogawki i musiałem się po nią wrócić kilkaset metrów i wtedy zobaczyłem jak to jest jechać pod wiatr - jak będzie w drodze z Łochowa z powrotem. czyli 12-13 km/h. A zmęczenie będzie na pewno większe. A już wtedy było cienko, nie miałem skąd brać energii mimo podawania pepsi od samego początku. Dlatego mimo iż nie chciałem i walczyłem sam z sobą - zrezygnowałem. Z powrotem do Pułtuska i dalej tą samą drogą bezpośrednio do Nasielska, co by skrócić powrót do Pomiechówka. I ta droga naprawdę dała mi w kość, ta walka z wiatrem. Bo pagórki da się pokonać. Ale zimnego wiatru - nie. Ostatnie kilka kilometrów było super - zero wiatru wmordewind, nieco jakby ciepławiej no i oczywiście z górki ;) .
Ale potem zacząłem odczuwać zmęczenie. Siedziałem, ale mój organizm nadawał się tylko do tego, aby go położyć i podrzemać.
Podsumowując... Cóż... Tak naprawdę najwięcej walki widać po jednej wartości jaką wpisałem na samym początku: CAD. 59... Kiedy w seoznie jeździłem po mazowieckim miałem przeciętnie >67. Momentami 71 czy 72. A tu - 59. To znaczy, że nie jechałem kadencyjnie, starałem się jechać siłowo, a siły nie było więc ciągnąłem tymi pedałami dość wolno. Czyli tak naprawdę to ledwo co jechałem. No bo prędkosć 24-25 km/h to jest nic w sezonie. 21-22 to ja mam pod mocniejszy wiatr w sezonie. Pod górki trzymam 14-15. A nie 9-10. I z wiatrem bym miał >>30 a nie raptem 28.
A najlepsze w tym jest to, że już za miesiąc Kaszeberunda i ja nie wiem co tam będzie... Rzeźnia. W dodatku z DW212.